Ocean, który słyszy pod powierzchnią życia Uxbal to globalny świat. Można kurczowo trzymać się jego powierzchni i zwiedzać Barcelonę piękną jak na pocztówce z Sagrada Familia. Ale tak da się tylko przez chwilę, ulotną jak każde kłamstwo. Niechybnie życie przebije szybę tego akwarium. Jak w „Babel” kula trafiająca autobus z Amerykanami i Francuzami, którzy wybrali się na wycieczkę do Maroka. Muszą wyjść, wyłączyć klimatyzację, poszukać pomocy w wiosce na pustyni, zmierzyć się z trwogą, by dowiedzieć się czegoś więcej o sobie, zbliżyć do siebie. Są tak samo pogubieni, jak ci z Barcelony, z samej paszczy wielokulturowego Lewiatana, którym stoliki poustawiane elegancko na deptaku La Rambla wywracają imigranci uciekający przed nagonką policji. Pożerani przez depresję, uzależnienia, stres, nierząd, choroby, rynkowy wyzysk nie mają komu pozostawić swoich dzieci. Jedyną, której Uxbal może zaufać i to powierzyć, która trzyma w tym połamanym wokół niego świecie pion i ludzkie ciepło jest czarna Ige z Senegalu, marząca o powrocie do Afryki. Błaganie umierającego Katalończyka by pozostała, to jeden z tych głosów w Europie, których nie chcemy usłyszeć. A Lewiatan oceanu wyrzuca na brzeg kolejne martwe ciała przychodźców. Te obrazy z filmu Inarritu to tylko uwertura do kolejnych napływających z Lampedusy czy z Bodrum, które śnią nam się po nocach.