Joaquin Phoenix świetnie zagrał Johnny'ego Casha - duże podobieństwo, mimika, gesty. Zaskoczyło mnie też to, że sam śpiewał piosenki w filmie (gratulacje!). Nie oglądałam "Capote" więc nie mogę ocenić gry Philipa Seymoura Hoffmana, ale myślę, że Phoenix zasługiwał w 2006r na Oscara.
Ano powinien. Akademia za każdym razem udowadnia, iż z jej gustem nie należy się liczyć. Czasami zdarzają się wyjątki, ale sporadycznie.
Ale co racja to racja " Capote" i główna rola w pełni zasłużona . Pech jak w jednym roku jest dwójka aktorów którym chciałoby sie dać eksegwo pierwsze miejsce
Nie oglądałem Spaceru, ale oglądałem Capote i twierdzę, że Hoffman zasłużył wtedy na Oscara, a Phoenix nie.
Ja właśnie mam zamiar obejrzeć "Capote" i wtedy ocenię. Ale po prostu Phoenix podobał mi się w roli Johnny'ego Casha i dałabym mu Oscara. Wiadomo, że dwóch nie może wygrać ;-)
Phoenix to bardzo zdolny aktor zdecydowanie należy mu się Oscar.
Zauważyłam jeszcze jedną rzecz, iż aktorzy, którzy grają w filmach komedie romantyczne jak im się zdarzy jedna dobra rola od razu dostają Oscara a ci co mają wiele świetnych ról i filmów na swoim koncie są omijani szerokim łukiem.
Czyżbyś mówiła o Matthew McConaugey'u? hihi Tak to właśnie jest, że jak grasz w leciutkich filmach a nagle zmienisz drastycznie wygląd i pokażesz inną stronę swojego aktorstwa to powiedzą "Oooo on ma jednak talent!". A jak grasz dobre role cały czas to powiedzą "Jest dobry, ale poczekamy co jeszcze pokaże". I w końcu kończy z mnóstwem nominacji albo Oscarem za całokształt. Może tak być w przypadku Phoenixa albo diCaprio.
Nie mówię, że Matthew McConaughey jest złym aktorem. Pamiętam go z filmu Kontakt. Ale tak jest. Dziwi mnie Oscar dla Halle Berry. Halle Berry jest bardzo piękną kobietą, ale co do jej umiejętności aktorskich mam wątpliwości.
Phoenix nie ceni Oscarów, więc może dostanie tak na przekór. A Leo jak już dostanie to za całokształt.
Ale nie ma co się przejmować Oscarami wystarczy wspomnieć George'a Clooney'a kocha go Akademia za filmy polityczne, ale nie kocha go publiczność.
A właśnie że mogą :P Jeśli zdobędą taką samą liczbę głosów, to nie ma żadnej dogrywki, tylko przyznaje się 2 Oscary ;)
A była kiedyś taka sytuacja żeby dwóch aktorów dostało Oscara za rolę pierwszoplanową? Wiesz przepis taki może istnieje ale w praktyce...
W historii Oscarów (w ostatnich latach, bo dawnych nie kojarzę) była chyba podwójna nagroda z montaż dźwieku w bodajże 2013 roku
A jeśli chodzi o aktorów, to sprawdź sobie rozdanie Critic's Choice gdzie nagrodę zdobyły Streep i Bullock :P
Czyli cuda się zdarzają... Jestem ciągle przed obejrzeniem "Capote", ale podoba mi się Hoffman w filmach i wierzę, że tu też stworzył świetną kreację.
1969 albo 1968 rok bodajże Barbra Streisand za "Zabawna dziewczynę" i Katherine Hepburn za "Lwa w zimie". Był to jedyny remis w tej kategorii więc jak widać jest to możliwe :)
oglądałem Capote i Spacer po linie, Phoenix powinien odebrać nagrodę, no ale Akademia jest jaka jest ;)
Phoenix był świetny, ale z tamtego roku bardziej podobał mi się Ledger w "Tajemnicy Brokeback Mountain". Obu aktorów bardzo lubię. Co do tego filmu, uważam, że Reese była nieco lepsza. Bardzo naturalna, grała postać która swoje, prawdziwe "ja" chowała przed światem.
Obie role genialne. Słuszny werdykt byłby wtedy, gdyby obaj dostali po oscarze, no ale tak się nie da ;) Przypomina to sytuację chociażby z 1963 roku, kiedy o główną nagrodę bili się Gregory Peck ("Zabić Drozda") i Peter O'Toole ("Lawrence z Arabii") - obie role rewelacyjne i legendarne. Wygrał ten pierwszy, ale po latach jakoś bardziej wspomina się kreację O'Toole'a.
Nie widziałem (jeszcze) Capote więc nie wiem który lepiej zagrał.
Za to na pewno nie powinna dostać oscara Reese, w dodatku za rolę pierwszoplanową bo była drugo-planowa.
Phoenix odstawił prawdziwe mistrzostwo. Mówił i śpiewał podobnym głosem do Johnny'ego (serio myślałem że chwilami to dubbing ale widać Phoenix potrafił go naśladować), jego fazy narkotyczno-alkoholowe i element zagubienia w życiu również mistrzowsko odegrany. Oglądałem również 'I saw the light' o Hanku Williamsie, i podobieństwa między bohaterami są zaskakujące, szkoda że Hank nie dostał drugiej szansy od losu jak Johnny.
Oboje zagrali moim zdaniem bardzo dobrze. Phoenix na pewno miał rolę w której mógł bardziej się wykazać, aczkolwiek jak dla mnie film ogólnie średni. Zresztą mało która ekranowa biografia mnie przekonuje.
Właśnie o śpiewanie mi chodzi. Nie wiem, dlaczego Cash go wybrał, bo Phoenix ma dosyć słaby głos, bez tego czegoś ...
Może chodziło o fizyczne podobieństwo, o mimikę, gesty, zachowanie. Skoro go wybrał to chyba najlepiej wiedział co robi. A do śpiewu Phoenixa nie mam zastrzeżeń.
Chodzi mi o to, że Phoenix mógłby z powodzeniem śpiewać w kółku teatralnym, ale to nie jest śpiew (i tak podrasowany elektronicznie) bożyszcza milionów ludzi.
Nie wiem, skąd ta niechęć producentów do korzystania z oryginalnych głosów artystów; to już praktycznie mania.